Wspomnienie wakacji
On
Nie wiem jak to się stało, ale lato w zasadzie już się skończyło, a ja nie zdążyłam zdać pełnej relacji z naszych wakacji przed sezonem. Nie jest mi z tym dobrze, bo mimo że dla przyjemności stworzony, to bloga mego traktuję bardzo poważnie. A tu takie ogromne zaniedbanie. Całe szczęście jest wspierający Mąż, który na moje wyrzuty sumienia pociesza, że przecież przez całe lato nie miałam wolnego, to i nie musiałam nic tutaj pisać 🙂 To prawda, mogę się w pełni usprawiedliwić. A co takiego się działo? Sporo pracy jak na środek lata, trochę zaległego retuszu, kilka sesji. Ale to co zdecydowanie górowało nad pozostałymi aktywnościami to moja pierwsza indywidualna wystawa zdjęć! Taka już moja przypadłość, że dość długo zbieram się do różnych rzeczy. Nie mogło być inaczej też w tym przypadku. Gdyby nie to, że miejsce na wystawę dostałam w prezencie urodzinowym od przyjaciółek, to może dopiero na starość zdobyłabym się na to, żeby zaprezentować światu swoją twórczość w ten sposób. A tak to trochę już nie miałam wyjścia. No więc na początku wakacji zamiast odpoczywać, jak wcześniej planowałam, zaczęłam organizować to wielkie wydarzenie. Po licznych wpadkach ze strony firm realizujących moje zamówienia (na ramy i materiały drukowane) ostatecznie udało się dotrzeć do szczęśliwego finału i zaprezentować zdjęcia tak, jak to sobie wymarzyłam.
Ale wróćmy do tematu wakacji… W tym roku główny wyjazd udało nam się zaplanować na czerwiec. Nie spodziewaliśmy się pięknej pogody, bo w planie było polskie morze. Na szczęście ku naszemu zaskoczeniu, mieliśmy tydzień słońca jak w środku lata. Więc było plażowanie, opalanie, a nawet pływanie. Siłą rzeczy powstało wiele zdjęć w takiej właśnie scenerii. Jak pisałam już wielokrotnie, wybierając się na wakacje, mam swój niepisany plan na relację fotograficzną. Robię sporo zdjęć spontanicznych, naturalnych, w trakcie zabawy lub zwiedzenia. Ale nigdy nie odpuszczam części pozowanej i zaplanowanej. Najczęściej wybieram na takie sesje godziny popołudniowe, bo wtedy światło jest najpiękniejsze. Biorę ze sobą przemyślane stroje i ustalam miejsce. W tym roku też tak miało być, choć przez chwilę myślałam, że już nie będzie. W środku wyjazdu mój aparat wypadł z samochodu tak niefortunnie, że uszkodził się obiektyw. A że od jakiegoś czasu na wyjazdy biorę już tylko jeden (50 mm), to nie miałam go czym zastąpić. Wiedziałam, że jeśli w połowie wyjazdu odpuszczę zdjęcia, to kolejne dni będę już tylko myślała o tym, jakie zdjęcia mogłabym zrobić, a nie robię. Szybko zdecydowałam, że muszę zdobyć nowy obiektyw. Po przemierzeniu kilkudziesięciu kilometrów dotarliśmy do centrum handlowego, a tam do sklepu, w którym usłyszeliśmy, że niestety na stanie jest tylko jeden obiektyw. Canon, 50 mm! Długo nie musiałam myśleć. Ale żeby nie było tak pięknie, zdobycie filtra polaryzacyjnego tej średnicy było już nierealne. Ostatecznie używałam filtra większego, który ze sobą miałam, ale ponieważ nie dało się go przymocować, to każde zdjęcie robiłam trzymając jedną ręką aparat, a drugą filtr. Trzeba sobie radzić. A efekty jednej z dwóch takich sesji przedstawiam poniżej.
Wkrótce ostatnia część tej krótkiej, ale rozłożonej w czasie nadmorskiej opowieści.
O tym, jak bawiliśmy się na plaży możesz przeczytać tutaj: Zabawy na plaży
W.