Przedświąteczne pierniczkowanie
On
Zegar tyka, święta lada chwila nadejdą, sił coraz mniej, a obowiązków coraz więcej. Dobrze, jak ktoś pomaga chociaż w niektórych. Nie wiem właściwie, czy to pomoc, ale pierniczki postanowiłam zrobić razem z dziećmi. Choć z ich strony więcej było zabawy niż efektywnej pracy ;), to i tak korzyści ogromne. Poczuli, że mają swój udział w przedświątecznych przygotowaniach, dobrze się pobawili, poćwiczyli dłonie i na koniec, przećwiczyli też współpracę. Ja wyciągnęłam z tego wydarzenia też coś dla siebie. Wykorzystałam okazję do zrobienia naturalnych świątecznych zdjęć. Sesję pozowaną mamy już za sobą. I choć uważam to za punkt obowiązkowy na naszej grudniowej liście, to myślę, że nie oddają w pełni tego, co się dzieje, gdy nie jesteśmy tak pięknie ubrani. Z drugiej strony muszę przyznać, że w moim przypadku nawet sesja naturalna ma elementy, które nieznacznie odbiegają od codziennego życia. Nie zawsze jest u nas tak czysto jak w czasie robienia zdjęć 🙂 I nie chodzi tu tylko o chęć pokazania się z dobrej strony i udowodnienia światu, że tak wspaniale dajemy radę, a raczej o to, że każdy element niepasujący do tematu głównego okropnie mnie męczy, odwraca uwagę i utrudnia robienie zdjęć. Nie pomyśl jednak, że robię wielkie przemeblowanie, chodzi raczej o usunięcie przedmiotów, które na co dzień też mnie irytują, ale na zdjęciach są już nie do zaakceptowania.
Tak więc zanim przystąpiliśmy do robienia pierniczków i zdjęć, musiałam sporo energii poświęcić na ogarnięcie kuchni i salonu. Gdy skończyłam, okazało się, że na pieczenie nie mam już siły. Uratowała mnie wielokrotnie przerywana drzemka. Z nowymi siłami rozpoczęłam realizację planu. Ponieważ ciasto przygotowałam już dzień wcześniej, w zaplanowanym dniu pozostało mi rozwałkowanie, wycięcie świątecznych kształtów i upieczenie.
Jeśli chodzi przygotowanie do robienia zdjęć, to nastawiłam się na użycie obiektywów 50 i 85 mm, ale szybko okazało się, że jak zwykle przy fotografowaniu mojej rodziny najlepszy okazał się ten pierwszy. Mogłam ich spokojnie objąć, podejść odpowiednio blisko, łatwo zmieniać perspektywę i pokazać trochę otoczenia. Zależało mi na zdjęciach możliwie najbardziej naturalnych, więc tym razem postawiłam na światło zastane, czyli to, które wpadało przez okna. Nie używałam żadnego dodatkowego oświetlenia, ani blendy. Wykorzystałam więc to, co było. Jeśli nie udało Ci wziąć udziału w profesjonalnej sesji świątecznej i trochę Ci tego szkoda, to myślę, że to jest dobre rozwiązanie na zrobienie pamiątki, która przy okazji będzie zapisem Waszego prawdziwego życia. Zdjęcia można zrobić aparatem i wtedy z pewnością przyda się wysoka czułość (ISO) i mała przysłona (aby wpadało dużo światła), ale równie dobrze można uwiecznić te momenty telefonem, o ile ma w miarę dobry aparat.
Jak wspomniałam wyżej, dobrze pomyśleć chwilę o tym, co jest w tle, co jest obok i o wszystkim, co pojawia się w kadrze. Bałagan bywa ciekawy, ale częściej tak odwraca uwagę, że główny motyw znika. Więc jeśli już musi być nieporządek, to lepiej na blacie i stole, na którym robicie pierniczki. Na nim możecie poszaleć z realizmem 🙂 Przy tego typu zdjęciach w naturalnym otoczeniu, warto sprawdzić, z jakiego punktu widzenia nasza scena prezentuje się najlepiej. Skąd pada najlepsze światło i z której strony tło jest najciekawsze. Ja byłam przekonana, że najlepsze zdjęcia wyjdą wtedy, kiedy dzieci ustawię na tle kuchni. Bo kuchnia jest nie chwaląc się piękna (https://www.facebook.com/DDFHome dziękujemy :)!). Ale po kilku zdjęciach czułam, że czegoś mi brakuje. Stanęłam więc na miejscu dzieci, a ich przerzuciłam na drugą stronę, żeby w tle był salon i choinka. Dopiero wtedy poczułam, że to właściwy kadr. A jak już poczułam, to z trudem odłożyłam aparat, żeby wrócić do pieczenia. Z efektów ostatecznie jestem bardzo zadowolona i już nie mogę się doczekać wklejenia ich do nowego albumu.
Czy zachęciłam Cię choć trochę do zrobienia sesji własnej rodzinie?
W.